Seksowny Żeromski i „LiteRackie” pogaduchy

22 Paźdź

20 października przekonaliśmy się, że Żeromski wciąż ma seksowne rumieńce, a Dzieje grzechu w interpretacji aktorów (i autorów publikowanych w „LiteRacjach”) wcale nie trącą myszką… Performatywne czytanie w reżyserii Igora Gorzkowskiego, choć bardzo minimalistyczne,  okazało się szalenie zaskakujące. Po części teatralnej w wykonaniu Anny Gajewskiej, Bartłomieja Bobrowskiego i Olgi Omeljaniec długo jeszcze siedzieliśmy w „LiteRackim” kręgu i rozmawialiśmy…

Oficjalnie zamykamy tegoroczną i pierwszą edycję TEATRU CZASOPISM. Za nami cztery nadzwyczaj udane spotkania teatralno-czasopiśmiennicze, spędzone w miłym gronie, dostarczające wielu wrażeń i niespodzianek. Dziękujemy wszystkim, którzy razem z nami na nowo odkrywali świat czasopism literackich.

Ostatnie performatywne czytanie… w tym roku

19 Paźdź

Kto jeszcze nie był na naszym czytaniu, powinien się wybrać, żeby zobaczyć, jak można zinterpretować teksty z czasopism literackich.

Czwarte czytanie to czwarte podejście do przestrzeni Dużego Pokoju i ogranie jej na potrzeby spotkania. Ostatnim razem w ramach zabiegów scenograficznych świetnie zagrały okna, nie tylko wnęki z parapetami-siedziskami, ale także szyby, które przypominały gabloty przechowujące książki eksponaty. Jak Igor Gorzkowski wymyślił przestrzeń dla tematu „LiteRacji”, czyli nowego odczytania Dziejów grzechu, zobaczymy już jutro.

Powieść Żeromskiego w nowym odczytaniu nabrała „blasku i seksownych rumieńców”. Na naszych widzów/słuchaczy czeka wyśmienite wino, które tym bardziej powinno wydobyć z prozy Żeromskiego skrywane dotąd walory.

Zapraszamy!


Słowa, słoma, smoła – Milena o spotkaniu z „FA-artem”

17 Paźdź

Milena Płoszaj przyszła na spotkanie 13 października i napisała relację, którą publikujemy poniżej.

Za nami trzecie spotkanie performatywnego Teatru Czasopism. Tym razem na warsztat wzięty został kwartalnik literacko-artystyczny „FA-art”.

Słowa, słoma, smoła
Te na pozór dziwacznie zestawione wyrazy z wiersza Joanny Mueller pojawiały się w spektaklu wielokrotnie. Jak się jednak okazało, miały one swój bardzo wyraźny sens, nie stanowiły jedynie korelacji w zakresie brzmienia. Połączenie „słowa słoma” umieszczone zostało w opozycji do „mowy trawy”. Smoła to substancja bardzo lepka. Jeżeli więc słowa mają być jak smoła, znaczy to, że mają zostać w naszej pamięci na dłużej, przykleić się, utkwić w myślach, a nie bezpowrotnie ulecieć.

Spektakl
Performance odbywał się w Pracowni Duży Pokój. Przybyli goście zajmowali kolejno miejsca siedzące, toczyli między sobą rozmowy w oczekiwaniu na przedstawienie. Po przeciwnej stronie znajdowali się aktorzy, było ich troje: Klara Bielawka, Julia Pogrebińska i Sebastian Świerszcz. Siedzieli a to na parapecie, a to gdzieś w kąciku, i czytali na głos książki. Na głos, ale jakby do siebie, w ogóle nie zwracając uwagi na widzów. Mogło się wydawać, że jest to ich ostatnia, generalna próba. Przebijały się wśród publiczności nieśmiałe pytania o to, czy przedstawienie już trwa. Luźne rozmowy zamieniały się w szepty, potem w szmery, aż w końcu całkiem ucichły. Aktorzy czytali dalej.
Później usiedli na krzesłach na scenie, przodem do widzów i odczytywali fragmenty tekstów teoretycznych z najnowszego numeru pisma. Trzeba oddać im sprawiedliwość, że grali słowem z wielkim zaangażowaniem. A nie było to zadanie łatwe. Granie tekstem czasopisma diametralnie różni się od wypowiadania słów ze scenariusza filmu czy sztuki teatralnej. Czasopismo wydaje się do takiej roli w ogóle nie pasować. A tymczasem byliśmy świadkami doskonałego przedstawienia: aktorzy z zacięciem referowali teksty teoretyczne, ale też podpowiadali sobie nawzajem przypisy. Całość brzmiała bardzo ciekawie. Było to na pewno coś nowatorskiego, twórczego.
Na scenie królowało słowo, od którego nie odwracały uwagi ani stroje aktorów, ani scenografia. Reżyserka, Joanna Grabowiecka, zdecydowała się jedynie na umieszczenie w szybach okiennych pojedynczych kartek z książek na tle szarego, pakowego papieru. Okazało się to trafionym pomysłem. Po spektaklu ktoś nawet zauważył, że te kartki z jednej strony symbolizują bliskość książki, a z drugiej jednak są niedostępne, ponieważ oddziela nas od nich okienna szyba.  Właśnie o dostępności książek uczestnicy dyskutowali jeszcze długo po oficjalnym zakończeniu spotkania.

Czy istnieje bibliocaust?
Kiedy przedstawienie się zakończyło, a brawa dla aktorów i reżyserki ucichły, zebrani goście usiedli w kręgu, by na gorąco porozmawiać o tym, jak faktycznie wygląda stan czytelnictwa w Polsce i czy grozi nam bibliocaust. Bardzo miłe było to, że po raz pierwszy aktywnymi uczestnikami rozmów byli też grający wcześniej aktorzy i reżyserka spektaklu. Dyskusję poprowadzili Agnieszka Kozłowska z Fundacji Otwarty Kod Kultury i Konrad Kęder, redaktor naczelny „FA-artu”.
Z badań wynika, że coraz więcej książek trafia do coraz mniejszej liczby odbiorców. Pocieszające jest to, że czytający sięgają po książki częściej i kupują ich więcej, ale co z resztą społeczeństwa? Czy naprawdę zanika w nas potrzeba kontaktu z literaturą? Patrząc na współczesną młodzież, trzeba by chyba powiedzieć, że czytanie nie jest dla niej zbyt atrakcyjną formą spędzania czasu. Lecz wzrost lub spadek czytelnictwa zależy przecież od każdego z nas.
Spieraliśmy się również o przewagę książki papierowej nad elektroniczną lub odwrotnie. Czy rzeczywiście przedstawiciele młodego pokolenia wolą tzw. e-booki?Konrad Kęder przyznał, że z książek elektronicznych korzysta od dawna i nie widzi w tym żadnego problemu, ponieważ najważniejszy jest dla niego sam fakt czytania, a nie fizyczny kontakt z książką jako przedmiotem materialnym. Zresztą, cyfryzacja rzeczywistości jest nieunikniona, dlatego najlepszym i jedynym sensownym wyjściem jest efektywne korzystanie z dóbr techniki. Nie grozi nam chyba całkowite załamanie się rynku książek papierowych, ale jeżeli się tego obawiamy, kupujmy i czytajmy jak najwięcej, wtedy książka na pewno przetrwa.

Czwartkowe spotkanie należy zaliczyć do udanych. Jak inaczej ocenić inspirujące przeżycie artystyczno-intelektualne w miłym towarzystwie?
Dla tych, którzy nie wybrali się jeszcze na Teatr Czasopism, mam dobrą wiadomość. Kolejne (choć ostatnie) spotkanie odbędzie się w najbliższy czwartek. Serdecznie zapraszam!

Dzieje grzechu już 20 października

16 Paźdź

20 października o godz. 19.00 po raz ostatni spotkamy się na performatywnym czytaniu TEATRU CZASOPISM.
Tym razem zaprezentujemy  „LiteRacje”, numer 002 (21) 2011 pt. Dzieje grzechu.
Reżyseria – Igor Gorzkowski.
Występują: Anna Gajewska, Bartłomiej Bobrowski, Olga Omeljaniec.
Po części teatralnej rozmowę z Iwoną E. Rusek (red. nacz. pisma) poprowadzi Agnieszka Kozłowska.

Po Bibliocauście – fotorelacja

15 Paźdź

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Bibliocaust. Świat bez książek? – 13 października, 19.00

11 Paźdź

TRZECIE PERFORMATYWNE CZYTANIE TEATRU CZASOPISM!

Zaprezentujemy jeszcze wirtualny, ale wkrótce dostępny numer 1-2/2011 kwartalnika „FA-art”.

Rozmowę z Konradem C. Kęderem poprowadzi Agnieszka Kozłowska.

Reżyseria – Joanna Grabowiecka.

Występują: Klara Bielawka, Julia Pogrebińska, Sebastian Świerszcz.

A tak wygląda zapowiedź okładki nowego numeru „FA-artu”.

Prawda, że robi wrażenie?

Szyszynki zadrgały!

8 Paźdź

Tak napisał Stanisław Gromadzki po spotkaniu 6 października na naszym fanpejdżu: „Po performatywnym czytaniu w Teatrze Czasopism. Prawdziwy reżyser (Reda Haddad), prawdziwi aktorzy (Agata Sasinowska i Reda Haddad, znakomicie ze sobą zgrani). I takiż muzyk (Janusz Rutkowski). Wielkie dla Nich dzięki! Niejeden tekst sceniczny nie umywa się do tego, co wydobyli z PF-L. Szyszynki zadrgały. Beckettowskie zawieszenie. Ostatni akapit, z którym wychodzimy w życie. I jeszcze reżyser-aktor sprawdza efekt: pojawia się w stworzonej przez swą Ekipę sytuacji. Dyskretnie – w rogu malowidła-rozmowy (Agnieszki Kozłowskiej z Marcinem Miłkowskim). Chapeau bas!”. Podpisujemy się pod tym komentarzem obiema rękami i zamieszczamy trochę zdjęć. Reda Haddad opanował przestrzeń Dużego Pokoju, a my poddaliśmy się jego wizji bez chwili zastanowienia. Uwaga! Na zdjęciu za serwetką schowała się nasza graficzka, Karolina Kotowska! 🙂

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Ekipa Redy i wywiad ze Stanisławem Gromadzkim

5 Paźdź

Przedstawiamy Państwu ekipę Redy Haddada, która już jutro zinterpretuje „Przegląd Filozoficzno-Literacki” na scenie w Dużym Pokoju. Zdjęcia pochodzą z wczorajszej próby.
UWAGA! Jutrzejsze spotkanie zaczynamy PUNKTUALNIE o 19.00!

Zanim posłuchamy aktorskiej (i nie tylko) interpretacji, mianem wstępu i zapowiedzi proponujemy lekturę internetowej wymiany zdań z Redaktorem Naczelnym PF-L, Stanisławem Gromadzkim.

– W jakiej mierze najnowszy PF-L mówi o rzeczywistości, która otacza  nas tu i teraz, w 2011 r., na ulicach Warszawy? Czy jako redaktorzy czujecie taką szlachetną ambicję, by dawać klucze do zrozumienia tej rzeczywistości?

St.G.: Z filozoficznego punktu widzenia to pewnie mało precyzyjnie postawione pytanie. Nie jesteśmy czymś odrębnym od świata, stanowimy jego część. Mówiąc o sobie, mówimy o świecie. Intencją najnowszego numeru PF-L jest pokazanie, jak człowiek łączy się z przyrodą. Szczegółowe i zarazem syntetycznie kwestie te rozważa redaktor tomu, dr Marcin Miłkowski, w artykule wstępnym. Odniesienie do tzw. rzeczywistości – według klucza filozofii biologii – jest odniesieniem na wielu poziomach, ale generalnie w wymiarze „średnich wielkości”: obiektów większych od kwarków, atomów i cząstek, mniejszych od planet i galaktyk.

– Jaka literatura szczególnie interesuje filozofów piszących dla „Przeglądu”?

Podział na filozofów i literaturoznawców jest dość sztuczny. Szczególnie w dobie znacznego uteoretycznienia refleksji literaturoznawczej i otwartości ludzi zawodowo parających się filozofią na różne obszary humanistyki. W kręgu zainteresowań filozofów siłą rzeczy znajduje się literatura. Filozofowie piszący dla „Przeglądu” to nierzadko filologowie. W redakcji jest kilku filologów klasycznych, germanista, kilka osób zajmujących się estetyką, z dobrym przygotowaniem z zakresu historii sztuki. A i „ciało” programowe – bardzo liczne – daje zróżnicowaną reprezentację zainteresowań i odzwierciedla złożone związki filozofii i literatury. O jedną formułę raczej trudno. Przykład wydanych numerów wskazuje, że są filozofujący pisarze, eseiści czy poeci, by wymienić, bez dookreślającej specyfikacji, Borgesa, Gombrowicza albo Różewicza, i nie brak filozofów, co to za sensowne uznają odwołania do literatury, jak choćby Nietzsche i Kołakowski. Przypadki graniczne, Brzozowski, Lem, pokazują, że kluczem jest tu przede wszystkim humanistyczny zakrój, wszechstronność i artystyczny polot. Nie zapominajmy, że PF-L jest nie tylko pismem UW, ale i warszawskiej ASP. Ale przede wszystkim jest oczywiście pismem pewnego środowiska – głównie filozofów, którzy swoją obecność zaznaczają na różnych polach humanistyki. Numer o filozofii biologii, najbliższy chyba wyodrębnionej dziedzinie filozofii, jaką jest filozofia nauki, w żadnym razie nie odbiega od głównej tendencji pisma, jaką jest ukierunkowanie na humanistykę. Nawet pisząc o ewolucji, nie rozmijamy się z głęboko ludzkim przesłaniem. Pokazujemy, co tkwi u podstawy naszego człowieczeństwa, co nas określa i jaki możemy mieć wpływ na nasze determinanty.

Jeśli jednak podział umownie utrzymać – bo w końcu nie każdy literaturoznawca zawita na nasze łamy, tak jak nie każdy, kto zwie się filozofem, będzie mógł się u nas odnaleźć – to literatura, która filozofów piszących dla PF-L szczególnie interesuje, w znaczeniu autotelicznej literackości, a nie po prostu literatury przedmiotu… Otóż taka literatura będzie niejako uposażona w wymiar filozoficzny. To literatura, która wyrosła spod pióra ludzi wszechstronnych, refleksyjnych i w sumie nieklasyfikowanych.

– Ile na Waszych łamach jest literatury, a ile filozofii? Czy staracie się zachować między nimi równowagę i czy ta równowaga jest w cenie?

No tak, ustalamy sobie aptekarską miarę. To oczywiście żart. Czy wydany przed dwoma laty numer o Lemie to numer filozoficzny, czy literacki? A co z Borgesem, z literaturą i etyką, z filozofią literatury, nawet Iwaszkiewiczem?… Na ustach niezbyt rozgarniętych urzędników, administratorów nauki mógłby się pojawić zarzut – za mało tu „prawdziwej” filozofii albo jej właśnie za dużo. Nie ma rady, z takimi opiniami też musimy się liczyć, bo stoją za nimi ludzie, którzy decydują o rozdziale środków uczelnianych. Ale to nie oni nadają ton kulturze. Nie jest przypadkiem, że pismo trwa już dziesięć lat i w sensie merytorycznym ma się niezmiennie dobrze. To siła ludzi, którzy je tworzą, ich zainteresowania i umiejętność łączenia różnych dziedzin, interdyscyplinarny zakrój, przyjacielska atmosfera, duch poszukiwań sprawiają, że nawet heterogenne elementy w ramach numerów tematycznych współgrają bez najmniejszego zgrzytu. W cenie jest nie tyle równowaga, co wysoki poziom merytoryczny, pasja i umiejętność łączenia tego, co filozoficzne i literackie.

– Czy czytając „Przegląd”, możemy się zainspirować, zarazić jakąś myślą, pobudzić swoją wyobraźnię? Czy „Przegląd” może i powinien wzbudzać w czytelnikach emocje?

Ba, czyż to, że spotykamy się w Teatrze Czasopism, nie jest dowodem na żywotność inspiracji „Przeglądem”? Ale nie przesadzajmy. Incydent – choć znamienny – nie wyznacza jedynej formy zainspirowania. To może być, za naszym przykładem, dążenie do tworzenia kolejnych pism. To także skala oddziaływania – obecność w środowisku, zainteresowanie czytelnicze. To wreszcie autorskie przeprofilowanie: raptem okazuje się, że nie brak filozofów piszących poezję, prozę, dramat czy zainteresowanych literaturą. I w drugą stronę:  nie brak literaturoznawców, którzy chętnie sięgają po nasz tytuł. A emocje, owszem. Pamiętam, jakie wzbudził numer feministyczny – skończyło się wystąpieniem z „ciała” programowego osoby z tytułem profesora, a mnie dostało się za rzekome niedostrzeganie hierarchii wartości i nieoddzielanie ideologii od filozofii… Potem były wyrazy uznania za numery Borgesowskie, za pomnikowe tomiszcza, za nowatorskie projekty z zakresu filozofii umysłu, wprowadzanie nowych autorów albo traktowanie już rozpoznawalnych w sposób zupełnie odmienny od tego, jaki przyjął się w badaniach. Tak, szaleni doktoranci stworzyli pismo, i to takie, które niespecjalnie liczy się z akademickimi hierarchiami, za to stawia na innowacyjność, otwartość. I niezależność, nawet w akademickich warunkach.

– Czy „Przegląd” kreuje mody, trendy i potrzeby, czy tylko je odzwierciedla? A może przeciwnie – przeciwstawia się jakimś modom i trendom lub zupełnie je ignoruje?

„Duch czasu” czy niespieszne czytanie, na przekór zgiełkowi świata? Oczywiście, w pewnym sensie jedno i drugie. Nie możemy być odcięci od najnowszych badań, co nie znaczy, że mamy bezkrytycznie powielać zwykle importowane paradygmaty myślenia. Postmodernizm u nas specjalnie się nie zakorzenił, był zdecydowanie za miałki intelektualnie. Był wspomniany feminizm. Po filozofii umysłu przychodzi uzupełnienie w postaci filozofii biologii. Różne paradygmaty, różne style myślenia. A przy tym znaczne doreprezentowanie tzw. warszawskiej szkoły historii idei. I jakże widoczna klasyka – Nietzsche, Leibniz, Hobbes… Rzecz charakterystyczna, że na przykład numer o Leibnizu jest w gruncie rzeczy wyrazem zainspirowania problematyką leibnizjańską we współczesnej filozofii. Co jeszcze? Całościowe spojrzenia na formacje kulturowe – Grecja, Rzym. Postaci niedoceniane: Jacobi, w pewnym sensie Horkheimer. I wyczucie dla rodzimych dokonań: pierwszy w Polsce numer o Siemku. Duch nie tchnie, kędy i jak chce, ale tchnie uważnie, czy to w odniesieniu do współczesności, czy wymagającej przemyślenia tradycji.

– Czy mógłby Pan objaśnić sens okładki numeru o filozofii biologii? Co faktycznie przedstawia?

Czy akurat to, co na niej widać, czy jakieś niewidzialne? A może ton, klimat, pewien dramatyzm. Z pewnością jest dramatyczna, mroczna. Przynajmniej frontalnie. Wystające ze skały skrzydło ptaka? Jakieś gotyckie wzory – niczym pendentywy w katedrze św. Marka? Jest tylko jedno skrzydło: z trzech projektów zaproponowanych przez Mirka Makowskiego ten właśnie najbardziej mi się spodobał. Jeśli jednak rozchylić okładkę, pojawi się skrzydło prawie symetryczne, a w środku, na trzeciej stronie, kolejne, uniesione do góry, a więc skierowane w przeciwną stronę niż poprzednie. To jakby pozostałe – „odrzucone” projekty. Okładka sama sobie nie wystarcza. Jest częścią projektu artystycznego. Komponuje się z materialną, przestrzenną podstawą numeru i szczęśliwie z zawartością. Także tą artystyczną – w tym wypadku wkładką zawierającą zdjęcia prac Barbary Redlińskiej. Proszę zwrócić uwagę, że od pewnego czasu niektóre pisma mają okładki – nie są po prostu tytułami z uproszczonym spisem treści. Jak ten stan wyglądał w 2002 roku, kiedy wychodził pierwszy numer PF-L, właśnie z okładką, chyba nie muszę nikomu przypominać.

Relacja Dagny

2 Paźdź

Dagna Kruszewska przyszła na pierwsze spotkanie „Teatru Czasopism” i obiecała napisać relację. Wypowiedź Dagny zamieszczamy poniżej. Dziękujemy!

PRZEMYŚLENIA METAFIZYCZNE

W FORMIE DRAMATYCZNEJ

Czas akcji: wrześniowy wieczór.

Miejsce akcji: Pracownia „Duży Pokój”.

Bohaterowie: „Tekstualia”.

Prolog

„Teatr Czasopism ma dzisiaj światową premierę!”. Witająca nas w ten sposób Agnieszka Kozłowska (Fundacja Otwarty Kod Kultury) zaprasza do uczestnictwa w zupełnie nowym przedsięwzięciu artystycznym.

Teatr Czasopism jest inicjatywą, która być może pozwoli zwiększyć czytelnictwo czasopism kulturalnych. Idea Teatru zakłada, że czterej reżyserzy (Natalia Fijewska-Zdanowska, Joanna Grabowiecka, Reda Paweł Haddad, Igor Gorzkowski) zinterpretują treść czterech czasopism („Tekstualia”, „Przegląd Filozoficzno-Literacki”, „FA-art”, „LiteRacje”) podczas czterech spotkań (29.09, 6.10, 13.10 i 20.10).

Czytanie performatywne czasopism nie tylko umożliwia zapoznanie się z treścią danego numeru, ale także umieszcza teksty z papierowego medium w kontekście teatralnym, sprawiając, że słowo staje się „żywe”.

„Tekstualia”, kwartalnik będący przedmiotem interakcji kulturalnej tego wieczoru, został założony w 2005 roku przez Żanetę Nalewajk i Krzysztofę Krowirandę. Składają się nań zarówno teksty literackie, jak i krytyczne. Motywem przewodnim bieżącego numeru jest współczesna poezja metafizyczna. Metafizyka to temat być może niezbyt dziś modny, ale chyba wciąż jednak obecny w świadomości współczesnego człowieka i wykraczający poza operowanie tradycyjnymi pojęciami Boga, rozumu, miłości, śmierci i czasu. To właśnie pokazują teksty w kwartalniku, jak również ich performatywna adaptacja.

Akt pierwszy

Przestrzeń wyodrębnionej części scenicznej jest utrzymana w formie minimalistycznej, a dominanty barw to kontrastowe zderzenie czerni i bieli.

Na scenie stoi mały stolik z niewielkimi lampkami. Siedzą przy nim dwie młode aktorki (Zuzanna Fijewska-Malesza i Agata Fijewska), ubrane na czarno-biało. Na zmianę wygłaszają fragmenty tekstów – przy czym są to utwory należące i do sfery literackiej (poezja, proza), i do naukowej (teksty krytyczne). Nie ma w tym cienia monotonii. Płynne skądinąd przejścia pomiędzy utworami zaznaczają zmiany oświetlenia – to pogrążamy się w mroku, rozświetlonym jedynie lampkami, to znów zapala się silne światło sufitowe. Aktorki przy każdym fragmencie inaczej modulują głosy, słyszymy zarówno bezduszny i pewny ton manifestu (Stare i nowe w poezji metafizycznej Edwarda Kasperskiego), jak i gwarowy zaśpiew wiejskiej gospodyni (O Bogu, diable i dwóch braciach Piotra Klingera), by następnie zanurzyć się w pobożnie pokornym tonie modlitwy (Gorzkie żale Andrzeja Zgorzelskiego) czy w końcu dać się porwać żywym i energicznym słowom chłopca (Za ogonem Wąwoza Rafała Lewczuka). Jak w kalejdoskopie przesuwają się przed naszymi oczami problemy egzystencjalne (po)nowoczesności. W dynamicznym tempie przenosimy się od jednego fragmentu do drugiego, od drugiego do kolejnego i tak aż do końca.

Gromkie brawa są wyrazem głębokiego zadowolenia publiczności.

Akt drugi

Ale to nie koniec wieczoru. Kolejną jego część stanowi moderowany przez Agnieszkę Kozłowską wywiad z redaktor naczelną „Tekstualiów” – Żanetą Nalewajk. Publiczność, wśród której znajdują się autorzy tekstów, krytycy, a także ludzie zainteresowani kulturą, zadaje pytania i dzieli się własnymi przemyśleniami. Przeradza się to w rodzaj polilogu, na który składają się wypowiedzi dotyczące samego czasopisma, jego autorów, współpracujących krytyków, a także twórczej interpretacji przefiltrowanej przez medium Teatru.

Akt trzeci

Pora na część nieformalną. Z integralnej grupy publiczność rozdziela się na małe grupki dyskusyjne. Wymieniamy uwagi, gratulujemy twórcom oraz organizatorom, sączymy lampkę wina. Chętni otrzymują egzemplarze kwartalnika, można więc od razu zagłębić się w lekturze także tych tekstów, których w adaptacji zabrakło (na szczególną uwagę zasługuje m.in. wyjątkowo plastyczny językowo poemat Jutro lustro Piotra Mitznera). W końcu się rozchodzimy. Wieczór bez wątpienia należał do udanych.

Didaskalia

Inauguracja Teatru Czasopism, której byliśmy świadkami, wiąże się z kilkoma ważnymi kwestiami. Po pierwsze, zamiast samotnej lektury czasopisma dostajemy alternatywę w postaci „żywego słowa”, przepuszczonego przez filtr reżyserskiej wizji artystycznej. Stwarza to nowe możliwości gry: zarówno tekstu „odegranego” z tekstem „odczytanym”, jak i odbiorcy „prywatnego” z odbiorcą „zbiorowym”.

Sama forma czytania performatywnego jest dwoista: jednocześnie jest chaosem, ponieważ składa się z mozaiki fragmentów tekstów, ale też jest porządkiem, gdyż całość zyskuje nowe oblicze – pewnej skończonej dramatycznie całości.

Jest to interesujące doświadczenie z punktu widzenia autorów tekstów, którzy nie mają zwykle wglądu w świat swoich czytelników. Tym razem mogli się przekonać, jak brzmią ich utwory w wykonaniu osób trzecich i że wiele sensów (niekoniecznie zgodnych z autorskim zamierzeniem) można dzięki tym wielopoziomowym interakcjom odkryć.

A czy nie o to właśnie chodzi w metafizyce?

Dagna Kruszewska  ur. 1985, z wykształcenia polonistka, z zawodu bibliotekarka. Interesuje się współczesną literaturą oraz postmodernistycznym kinem. Uwielbia muzykę rockową i T-shirty z postaciami z kreskówek.

Pierwsze czytanie – pierwsze emocje

30 Wrz

Dziękujemy wszystkim, którzy przyszli do Dużego Pokoju na spotkanie z „Tekstualiami”. Tych, którzy nie zdołali dotrzeć, zapraszamy za tydzień. Było tłoczno, klimatycznie i to przede wszystkim – naprawdę interesująco!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.